OSCARY 2018 - podsumowanie
- theRecenzent
- 6 mar 2018
- 3 minut(y) czytania

OSCARY 2018
Deakins zatrzymuje zegar, McDormand podkręca atmosferę, #metoo działa prężnie,
del Toro zamiata
Gdybyśmy chcieli jednym słowem określić tegoroczną galę, byłaby to STABILIZACJA.

W wielu kluczowych momentach widać, ile brudu i niedopowiedzeń nawarstwiło się w krainie czerwonych dywanów i wzniosłych przemówień. Mamy przecież aferę z Harveyem Weinsteinem czy Kevinem Spacey, a gdzieś w tle nadal krążą echa poprzedniej edycji. Mimo, że sprowadzane do żartu, jest to dla organizatorów temat krępujący. Aby zatrzeć niesmak większość składowych tego show została zrestartowana i podana jeszcze raz. Prowadzącym znowu jest Jimmy Kimmel, ponownie robimy żart z udziałem ustawionej publiczności, wreszcie znowu Faye Dunaway i Warren Beatty wręczają nagrodę za najlepszy film. Każde z nich ma okazję na rehabilitację za zeszłoroczny niesmak. Przez to mało tu polotu. Rok temu było śmiesznie, głośno i odważnie, z Kimmelem brylującym w roli prowadzącego. Tu tego nie ma. Prze około 4 godziny oglądamy standardową galę ze sporadycznym żartem prowadzącego. A co najważniejsze: nie było pocisku na Matta Damona oprócz jednego małego żartu ☹, choć skuter wodny był, muszę przyznać, świetnym i świeżym pomysłem.
Nie brakło jednak momentów pięknych. Tu na wyróżnienie zasługują wszelkie przerywniki filmowe, będące montażem większości najważniejszych filmów w historii nie tylko samej gali, ale i historii całego kina światowego. Myślą przewodnią było wspieranie marzycieli, tworzenie rzeczy charakterystycznych, pochwała inności. W bardzo wielu miejscach cały ten koncept osiągnął nadmiar patosu, jednak nie wykroczyło poza dopuszczalną normę.
Co do nagród, to mało wśród nich dopatrzymy się prawdziwych zaskoczeń. Wątkiem przewodnim całej gali było budowanie wzajemnych pokojowych relacji z Meksykanami, promowanie silnych kobiet i wynoszenie ich na piedestał w ramach akcji #Metoo. Stąd skupienie się na postaciach takich, jak Greta Gerwig, Rachel Morrison, pierwsza nominowana do Oscara operatorka czy filmie „Coco”. Ten zgodnie z oczekiwaniami pozbawił „Twojego Vincenta” szans na nagrodę od akademii. Animacja Pixara zgarnęła również nagrodę za najlepszą piosenkę, co jest już dużo bardziej niezrozumiałą decyzją kapituły oscarowej, zwłaszcza przez obecność tam piosenki z „Call me by Your Name”, wykonanej na gali absolutnie genialnie przez Suffjana Stevensa i będącej parę klas wyżej niż utwór śpiewany przez Miguela i Natalię LaFourcade. Statuetkę za najlepszą muzykę zaś zdobył zgodnie z zapowiedziami, choć nie do końca będący najlepszym wyborem ze stawki Alexandre Desplat za "Kształt wody", kolejny raz zostawiając Hansa Zimmera na lodzie. Jego praca została jednak doceniona w nagrodach dźwiękowych oraz montażu, kończąc marzenia „Baby Driver” na zgarnięcie statuetki. Najważniejsza jednak w kategoriach technicznych była upragniona przez wszystkich miłośników filmu statuetka dla Rogera Deakinsa, który po 14-stu nominacjach wreszcie dostał upragnioną statuetkę. Film Denisa Villeneuva otrzymał również nagrodę za efekty specjalne, których przecież film używał bardzo oszczędnie na rzecz zjawiskowej scenografii. Ta jednak nie sprostała rywalizacji z „Kształtem Wody”.
W kategorii film nieanglojęzyczny górą chilijski reżyser Sebastian Lelio i jego „Fantastyczna kobieta”. W tym roku więc mieliśmy w Europie naprawdę wyrównaną rywalizację i wiele świetnych filmów, które królowały w różnych rozdaniach nagród, a na koniec wygrał ten najskromniejszy z nominowanych.
W kategoriach scenariuszy zaś jury uszykowało największe zaskoczenie. Co prawda jako adaptowany zgodnie z oczekiwaniami wyróżnione zostały „Tamte dni, tamte noce”, jednak rywalizacja w sekcji scenariusza oryginalnego, zdominowanego przez „Trzy Billboardy…” górą okazał się Jordan Peele i jego debiutancki film „Uciekaj!”.
Im bliżej najważniejszych rozstrzygnięć, tym bardziej przewidywalną stawała się tegoroczna ceremonia. Reżyserem roku okazał się Guillermo del Toro, aktorami Oldman i Rockwell, aktorkami zaś Allison Janney (wbrew moim oczekiwaniom, lecz i tak mocno przewidywalnie) i Frances McDormand. Ta wygłosiła naprawdę fenomenalną przemowę Oscarową, oddając cześć wszystkim nominowanym kobietom,

z drugiej strony jednak delikatnie i subtelnie szydząc z całego charakteru tegorocznych akcji kuluarowych, które szerokim echem odbiły się w Hollywood.
W końcu została nam tylko jedna kategoria i gdy bez zbędnego przedłużania Warren Beatty otwierał kopertę, wszyscy widzowie byli niemal pewni, że zaraz Martin McDonagh i reszta obsady dumnie wkroczą na scenę. Tak się jednak nie stało, bo po odbiór nagrody udali się Sally Hawkins, Richard Jenkins, Dan Laustsen, Guillermo del Toro i reszta osób odpowiedzialna za "Kształt Wody".
Więc pomyliłem się. Dzieło del Toro nie zostało tym wielkim przegranym, wręcz przeciwnie. 4 nagrody to niewiele w porównaniu do zeszłorocznego wyczynu filmu "La La Land", jednak wystarczyło by figurować najwyżej w klasyfikacji ilościowej Oscarów 2018, gali bardzo bezpiecznej, honorującej mocno politycznie i przewidywalnie, której jednak uroku i wdzięku.
Comments